v'idelcem v musk

5.07.2011

Świadomość to najtrudniejsze zadanie duszy /Ursula K. Le Guin/

Kiedy pierwszy raz przeczytałam teksty z nowej płyty Pogodna, pomyślałam, że to brzmi jak science fiction. Wysłałam fragmenty Agnieszce, nie zdradzając, skąd pochodzą - nawet dała się "nabrać".

Nie pamiętam od kiedy tak mnie nagle pokochał świat
Obudziłam się rano w „nie swoim” łóżku.
Byłam ubrana więc moralniaki odłożyłam na później.
Ból głowy i suchość w ustach wskazywały, że wczoraj piłam,
piłam dużo. Ale piłam całkiem dobrze. Mój żołądek nie wysyłał
żadnych rozpaczliwych S.O.S.
Znalazłam buty które mogłyby być... albo które chciałabym mieć i cichutko, żeby nikogo nie obudzić, co dziwne, bo nikogo nie widziałam,
ale co tam, nie trzeba sobie tak mocno ufać, zwłaszcza jak się siebie widzi
pierwszy raz w życiu, w każdym razie wyszłam z domu.
Ulice nie mówiły do mnie swoich nazw, rozpoznałam czerwony buk obok
bramy, z której wyszłam i parę wróbli, bo to można rozpoznać, jak tonący rozpoznaje brzytwę.
Zawsze.
Szłam i wiedziałam, że mam cały dzień na poznanie nowego ciała.
Spojrzałam w witrynę pierwszego mijanego sklepu.
Byłam ładna.
Spodobało mi się to.
Nie zawszę jestem kobietą i nie zawsze ładną.
A taką się czuję.
Chociaż nie powinno to mieć już dla mnie znaczenia.
Byłam brunetką średniego wzrostu, o sportowej sylwetce.
Wolałam rude, ale czarne też mi się podobają.
Akurat zaczął się kwadrans od mojego obudzenia,
czas na płacz. Oczyszczanie.
Oczy.
Szczanie.
Hihihi
Tylko z czego?! Kurwa z czego oczyszczanie?!!!
Za późno. Ryczę jak wół. To potrwa chwilę.
.........................................................
...........................................................
................................
Po płaczu wcale nie czuję się lepiej.
Już mi się nie podoba to ciało. Już mi ciasno.
Głupio mi. Ale tylko trochę. Nie wiem, czy pożyczam ciało.
Czy jutro ta ślicznotka zniknie. Jeśli pożyczam, to znaczy, że
W każdym momencie mogę wpaść na jej znajomych,
Jeśli nie pożyczam, a jestem powodem do pojawienia się,
To nikt mnie tu nie zna. Jestem tu obca.
W sumie obca jestem w każdym przypadku.
To nie jest dzień na ujawnienie się.
Nie dzisiaj. Dzisiaj nie dam rady. Muszę szybko zmienić miasto,
Zaszyć się gdzieś w motelu przy drodze,
Upić i niech się dzieje, co chce.
Przeszukałam kieszenie i znalazłam 50 pln.
Zapytałam gdzie PKS i doczłapałam się na miejsce.
Kefir i drożdżówka na śniadanie. Zbadałam ciało.
Przy dotyku nie bolało. Nie miałam stłuczeń ani bolących
siniaków.

Znalazłam motel za miastem. Nazywał się „Zacisze”.
Wzięłam pokój na jedną noc.
Wzięłam prysznic. Obejrzałam ciało. Nie mówiło mi nic.
Było ładne. Wysportowane. Średnie wielkości piersi
z wyraźnymi sutkami. Płaski brzuch i zgrabny tyłeczek.
Z twarzy byłam bardzo podobna do takiej jednej aktorki,
co grała.......... no z tym.........................
Taka ładna rola no................................
Była lekarką, a on udawał że jest w policji, a był
agentem mafii........................................
Taki ładny film........................................
Się urwał...........................

2

Obudziłem się w rowie w jakiejś nieznanej mi
dzielnicy willowej.
Ubrany byłem we flejers dżinsy wysokie skórzane buty.
W ogóle jakoś tak militarnie jak
Neofaszysta jakiś.
Nade mną stały dwie babcie, kiwały głowami
i szeptały coś między sobą.
Jedna zauważyła, że otworzyłem oczy, spojrzała na mnie
stanowczo i powiedziała:
„Proszę iść.”
Spojrzałem na zegarek (miałem zegarek).
Była ósma trzydzieści. Wstałem i sprawdziłem nowe ciało.
Byłem trzeźwy, bez kaca, ewidentnie zbity. Miałem
Zbity bok, twarz. Ktoś musiał mnie kopać po głowie.
Obejrzałem „swoje” dłonie. Ja też biłem.
Szedłem. Przez znowu nieznany krajobraz.
Przez znowu nieznane miasto. Ciało bolało
i nie chciało iść równo. Szło kulejąc i dziwiąc
się okolicy. Po piętnastu minutach marszu poczułem, że
zbliża się płacz.
Oczyszczanie.
Oczy.
Szczanie.
Płakałem w marszu. Dostosowałem ryczenie do mojego
nowego image.
Kilka osób próbowało mnie zatrzymać i pomóc. Pytali:
„Co się stało?”
A co ja mogłem im odpowiedzieć. Nasuwałem mocniej kaptur,
który chronił mnie od pokus tego „memento mori z uśmiechem”,
postanowiłem iść jak najdłużej się da, a potem znaleźć
jakieś bezpieczne miejsce, żeby przeczekać.
Przeszukałem kieszenie. Miałem telefon komórkowy i portfel.
Głodny byłem.
Szedłem tak długo, aż ciało powiedziało mi, żebym się
odpierdolił i usiadło na krawężniku. Znowu nie wiedziałem,
czy mogę się natknąć na znajomych Piotra, czy sam byłem
jedynym jego znajomym.
Dziś się nie ujawnię. Zresztą komu miałbym się ujawnić?
Co powiedzieć? To cholernie niezręczna sytuacja. Siedzę na
krawężniku i wiem, że nie dam rady iść dalej. Hotel albo
hotel. Wybieram hotel. Piotr ma pieniądze i ma kartę kredytową.
Tylko nie znam pin-u.
Tylko nie znam pin-u.
Tylko nie znam............
Rzucam się na łóżko i zasypiam...

3

Budziłem się jako dwunastoletni chłopiec.
Budziłam się jako czterdziestoletnia sprzątaczka.
Budziłem się jako karzeł w cyrku pijany i łykający
własne łzy.
Budziłam się w objęciach mężczyzn i kobiet,
w bogatych domach i na ulicy.
I cały czas nie mogę pozbyć się tego głupiego
strachu
czy
dowiozę nowe ciało do świtu.


/Jacek Szymkiewicz zwany Budyniem/